-Nie... Nie odwracaj się. Rozumiem co czujesz. Też tak miałam zanim tu przybyłam....
-W jakim sensie?- powiedział z nutą obojętności w głosie, ale rozumiałam. Wim w jakiej siedział beznadziei.
-No... Było mi dobrze. Miałam wszystko. Byłam córką Alph. Miałam
przejąć watahę po rodzicach.... Kochaną siostrę.... Ale usłyszałam głos
mego przodka, który kazał mi tu przyjść. Powiedział: "Mononoke! Opuść
swoją watahę! Czeka na ciebie życie w Watasze Mrocznej
Puszczy! Idź teraz na wschód, a trafisz tam gdzie twoje przeznaczenie!"
co miałam zrobić? Słuchać głosu przodka czy zostać z siostrą i wszystkim
co znałam? Nie miałam pewności czy ten głos aby nie był moim
złudzeniem, wytworem mojej wyobraźni.... Ale poszłam, bo tak kazało mi
serce... Ostatnie słowo i tak należy do....- zacięłam się. Przed oczami
pokazała ni się ta wataha. Było więcej wilków. Kicze.... Była smutna...
Ja - szczęśliwa. Reszta wilków też radosna. Kazan miał na twarzy wielki
uśmiech. Po łące biegały nawet szczeniaki.... Z zadumy wyrwał mnie głos
Kazana:
-Mononoke? Wszystko okey?
-Tak... Tak.... Tylko....
-Tylko?
-Już wiem co musisz zrobić....
-Co?! Proszę powiedz!- powiedział, a nawet prawie krzyknął.
-Twój
przyjaciel miał negatywną wizję. A ja prze chwila dobrą. Czyli wszystko
zależy od tego co... Co zamierzasz... Albo co zrobisz...
*Kazan?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz