Chodziłam po terytorium watahy. Byłam niedaleko lasu, gdy
strasznie zachciało pić. Potruchtałam w las. Natrafiłam na jakiś
malutki wodospad...
Podeszłam do niego i napiłam się. Zakręciło mi się w głowie. Usiadłam. Napiłam się po raz drugi... Czułam się coraz gorzej.... Bolał mnie strasznie brzuch Chciałam napić się po raz czwarty kiedy usłyszałam głos. To była sowa:
-Nie pij!- krzyknęła.
-Czemu?- spytałam blado.
Po kilku minutach przybiegł Kazan i sowa...Podeszłam do niego i napiłam się. Zakręciło mi się w głowie. Usiadłam. Napiłam się po raz drugi... Czułam się coraz gorzej.... Bolał mnie strasznie brzuch Chciałam napić się po raz czwarty kiedy usłyszałam głos. To była sowa:
-Nie pij!- krzyknęła.
-Czemu?- spytałam blado.
-Ile łyków wypiłaś?
-2...
-2...
-Nie wolno ci pić więcej! Jesteś przecież w ciąży! Z resztą już teraz to w 5 dniu!
-Co? Jak to? Jak? Kiedy? - byłam zdezorientowana i strasznie źle się czułam.
-Idź
teraz szybko do Jaskini Homu! Woda z tego wodospadu przyśpiesza ciążę.
Każdy łyk to 2 dni do przodu. Ale jeśli napijesz się 3 razy...
Szczeniaki umierają.... Źle z tobą. Jesteś strasznie blada. Lecę po
Kazana. Nie ruszaj się stąd.- sowa poleciała. Fatalnie się czułam. Położyłam się na polance na skraju lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz