Pobiegłam z płaczem do Kazana. Znalazłam go w Jaskini Homu. Wpadłam na
niego wtulając się w jego ciepłe futro. Powiedziałam przez łzy:
- Kazan... Pomóż mi! On... On... Oszukał mnie... On... To.... To.... To
demon! - szlochałam. - Podał się za mojego dziadka, opiekował się mną,
dbał o mnie, pomagał mi... To on kazał mi tu przyjść! Wykorzystał mnie!
To przeze mnie Kicze, twoje dzieci i Owero nie żyją, a Syriusz się
zmienił! To moja wina! Nie powinnam była opuszczać swego stada! Zatrułam
życie tej watahy! I prawie zabiłam własnego syna! Błagam! Pomóż mi!
Odpędź go ode mnie! Każ mu odejść! Błagam!- spojrzałam na niego
bałagalnie.. On zastanowił się...
- Muszę to wszytko przemyśleć... Tyle niezrozumiałych spraw... Może najpierw chodźmy do Merlina? On coś poradzi... Dobrze?
- Eche...- skinęłam głową. Poszliśmy. Gdy Kazan wszystko opowiedział
Merlinowi, wilk zbadał mnie dokładnie i zadawał wiele pytań... Potem
zamyślił się... Po minucie powiedział:
- Mononoke. Posłuchaj mnie uważnie.... Cierpisz na żadką chorobę.... Masz schizofrenię....
- Co... Co... Co to.... Co to znaczy?- spytałam z lękiem.
- To znaczy, że widzisz i slyszysz rzeczy, które nie istnieją, są
wymysłem twojej wyobraźni... Powiedz mi, co dokładnie widziałaś, gdy
zaszła ta przykra sytuacja z twoim synem?
- No... On... Znaczy ten Duch... On powiedział, że Toboe jest
zagrożeniem... Wtedy Toboe powiększył się, wydłużyły mu się kły, ślina
ciekła mu z pyska... I ja.... Ja.... Ja go... Uderzyłam go...-
rozpłakałam się na powrót...
<Kazan? Merlin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz