Szczeniaki biegały wokół mnie i bawiły się w najlepsze. Ja leżałem na jednym z kamieni przy Wodospadzie Mchu. Martwiłem się. Martwiłem się o Mononoke. Ostatni coraz dziwniej się zachowywała; wychodziła z jaskini wcześnie rano i wracało późno w nocy. A w ciągu dnia nawet jej nie widziałem.
Gdy było już po południu zaprowadziłem szczeniaki do jaskini nakazując by nawet się stąd nie ruszały. Upewniwszy się, że maluchy zrozumiały ruszyłem w głąb Mrocznej Puszczy gdzie spodziewałem się spotkać Mono.
Zacząłem obwąchiwać ziemię w poszukiwaniu śladów wilczycy. Usłyszałem szelest. Spojrzałem w górę. Kilkanaście metrów przede mną stała... Kicze!
- Kicze...? - spytałem niepewnie. - Co ty tu robisz?
- A ty? - powiedział duch.
- Szukam Mononoke.
- To Merlin ci nie powiedział?
- O czym?
Cofnąłem się o krok.
- Miał wizję, że Mononoke odnajdzie watahę, w której będzie szczęśliwsza niż tu.
Kicze zbliżyła się.
- Jak to...?
Duch był na tyle blisko, że wyraźnie widziałem puste oczy.
- Tak to. Czy Biały Kieł nie powiedział ci, że będziesz cierpiał? Duchy postanowiły, że skoro śmierci się nie lękasz złamią ci serce.
- Nie... Nie...
- Tak... Tak...
Wilczyca zaśmiała się upiornie.
- Znikaj - zdołałem w końcu z siebie wydusić. - Znikaj! Idź do diabła!
Chciałem walnąć ją łapą, ale zamiast tego trafiłem powietrze i fiknąłem kozła. Po zjawie nie było ani śladu.
- Kazan? - usłyszałem nagle głos. Spojrzałem do góry. Na de mną stała Mononoke.
<Mono?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz